Jak kraj długi i szeroki stanęliśmy do wakacyjnego grillowania, po którym  zamiast letniej opalenizny,  wielu z nas nabawi się trudno gojących się oparzeń dłoni, przedramion, twarzy i nóg. W Zachodniopomorskim Centrum Leczenia Oparzeń w Gryficach lekarze nie narzekają na brak zajęcia. Ostatnio udzielali pomocy śmiałkowi, który podczas ogrodowej biesiady skakał przez ognisko! Już nie tylko pichcenie na grillu nas przyciąga. Teraz w dobrym tonie mieć palenisko posadowione wprost nad ogniem.

Wakacyjne żniwo

Rozleniwieni słońcem, spragnieni wieczornych biesiad przy grillu stajemy do rusztów odpuszczając sobie lekcję z wyobraźni. Ba, żywiąc przekonanie, że pichcenie na grillu to zabawa dla każdego. By, paliło się szybciej dolewamy płynnej podpałki. Scenariusz bywa podobny. – Był słaby płomień, chciałem trochę szybciej rozpalić, bo wszyscy czekali głodni – tłumaczą pacjenci. Lista obrażeń długa i dotkliwa: oparzenia I i II a nawet i IV stopnia dłoni, twarzy, klatki piersiowej, a nawet dróg oddechowych czy kończyn dolnych. – Każdego roku na oddział oparzeniowy trafia spora grupa pacjentów poparzonych przy grillowaniu – mówi dr Andrzej Krajewski, ordynator Zachodniopomorskiego Centrum Oparzeń w Gryficach. – Po pierwsze nie przestrzegamy podstawowych zasad bezpieczeństwa, w przekonaniu, że grill to urządzenie łatwiej obsługi. Po drugie  – alkohol. Nierzadko, w trakcie gotowania jesteśmy po jednym czy dwóch piwach, nasza czujność zostaje znieczulona rzekłbym. A wówczas konsekwencje mogą być bardzo poważne, a pamiątki po wakacyjnym grillowaniu zostaną na zawsze – dodaje w rozmowie z Kurierem.

Nowy rodzaj pacjenta

Choć początek tego sezonu jest dość spokojny, a na gryfickiej oparzeniówce nie leży wielu chory oparzonych podczas grillowania, pojawił się nowy rodzaj pacjenta. – Jakiś czas temu trafił do nas mężczyzna, który doznał poparzeń po skoku przez ognisko podczas jednej z imprez. Na szczęście oparzenia nie były zbyt głębokie i chory wszedł już ze szpitala – mówi dr Krajewski. Okazuje się, że popularność otwartych palenisk w ogrodach i na działkach z roku na rok rośnie. Dziś prócz grilla w dobrym tonie jest mieć miejsce na ognisko. – Pozbyłem się klasycznego grilla, mam w ogrodzie specjalny obrotowy ruszt zainstalowany na stelażu, który ustawiam nad paleniskiem. Grilluję wyłącznie na drewnie, mięso ma inny smak, a wieczorem można jeszcze posiedzieć przy ognisku – tłumaczy pan Paweł z Trzebiatowa, który przyznaje, że bardzo często biesiaduje ze znajomymi przy otwartym ogniu. – Takie siedzenie i patrzenie w ognisko jest elektryzujące. Ostatnio byłem na imprezie, gdzie do nocy znajomi tańczyli nad ogniem. Wiele nie brakowało, by ktoś poderwał się i przeskoczył przez płomienie. Na szczęście znalazła się przytomna osoba, która kontrolowała to, co się dzieje – dodaje.

Mistyczny ogień

–  W przeszłości przejście przez ogień miało wymiar mistyczny lub świadczyło o sprawności i dzielności – tłumaczy dr Katarzyna Borysewicz, która prowadzi prywatną praktykę psychiatryczną w Gryficach. – Co takiego fascynującego jest w ogniu? Lubimy płomień świec, śpiewy przy ognisku, ogień w kominku i przypalone mięso z grilla. Ogień zapewnił nam ewolucyjną przewagę. Nie tylko dlatego, że pozwalał na odstraszenie drapieżników (..) ale przede wszystkim umożliwił naszym przodkom lepsze wykorzystanie pokarmów. Człowiekowi wystarczyło mniej jedzenia, mniej czasu poświęcał na jego zdobycie i zyskiwał czas na rozwój kultury i więzi społecznych – dodaje w rozmowie z Kurierem. Fascynacja ogniem nie słabnie. – Obserwujemy taką nową modę na grillowanie z użyciem otwartego paleniska. To, co jednak może niepokoić to fakt, że nierzadko, by podsycić ogień dolewamy pod ruszt czy do ogniska przeróżnych rzeczy –  nie tylko płynnej podpałki, ale również ropy czy benzyny, a to może doprowadzić do bardzo ciężkich oparzeń, a w skrajnych sytuacjach doprowadzić do śmierci. Nie skaczmy więc przez ogień, używajmy tradycyjnych materiałów do jego rozniecania i nie traćmy głowy – tłumaczy dr Andrzej Krajewski.