Wielki huk, a potem przerażająca cisza. Tak wyglądały pierwsze sekundy po wypadku, do którego doszło 7 października w Pniewie (gm. Płoty). Rozpędzone bmw wjechało w dom, zginął pasażer. – On zmarł na moich oczach – mówi z  Tadeusz Kucab, który zgodził się opowiedzieć nam o tragicznym wypadku.

Wielki huk, a po nim przerażająca cisza. Tak Tadeusz Kucab z Pniewa (gm. Płoty) zapamiętał pierwsze sekundy, zaraz po wypadku, do którego doszło 7 października. Rozpędzone  bmw wjechało w dom rodziny państwa Kucab około 2 w nocy. Na miejscu zginął 29-  letni pasażer. – Mnie i żonę obudził huk i odgłos spadających cegieł. Myśleliśmy, że coś stało się u sąsiada, kilka metrów dalej. Zerwałem się z łóżka, podbiegłem do drzwi wyjściowych, ale nie dałem rady ich otworzyć, były zablokowane. Żona krzyknęła „To u nas. Samochód stoi pod naszym domem”. Otworzyliśmy okno, małżonka wyszła przez nie i pobiegła do córki, która mieszka kilkadziesiąt metrów dalej. Ja zostałem, żeby pomóc sąsiadom wydobyć rannych z samochodu. Wyrwaliśmy drzwi od strony kierowcy, jemu nie trzeba było pomagać. Wyszedł z samochodu o własnych siłach, na twarzy miał tylko kilka zadrapań. Nawet nie wiedzieliśmy, że jest pijany – relacjonuje pan Tadeusz.

– Pasażer był w krytycznym stanie, od początku nie było z nim kontaktu. Cały czas sprawdzaliśmy jego puls, który co chwilę zanikał. Po kilku minutach zrobił się blady. Zmarł na moich oczach. Kierowca krzyczał do niego „Zenek, Zenek oddychaj!” Ale po tym jak zobaczył, że jego kolega nie żyje usiadł załamany na trawie, obok samochodu i płakał – mówi nasz czytelnik, który przyznaje, do dziś nie może spać w nocy. – To było straszne. Czekaliśmy na pogotowie prawie 40 minut. Może gdyby przyjechali wcześniej, ten młody człowiek jeszcze by żył – dodaje nasz rozmówca.

Po dotarciu na miejsce wypadku ratownicy stwierdzili zgon pasażera. Kierowcę przetransportowali do szpitala. Zaraz potem zjawiła się straż, policja i urzędnicy z gminy Płoty. – To oni pomogli nam najbardziej. Strażacy zabezpieczyli ledwie trzymającą się ścianę frontową, a urzędnicy zaproponowali, że zabiorą nas do mieszkania zastępczego, dopóki szkody nie zostaną naprawione. Odmówiłem, powiedziałem, że nie zostawię dobytku swojego życia. Jako pierwszy pomoc zaoferował nam burmistrz Płotów Marian Maliński i Franciszek Gródecki z płotowskiego urzędu odpowiedzialny za obronę cywilną a także dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Płotach Stanisław Wojsznis. Naprawa ściany i wstawienie drzwi rozpoczęły się wcześnie rano. Prace wykonywali Budzyński Grzegorz, Sokół Roman i Konopko Piotr, którzy są pracownikami ZGK w Płotach. Wraz z żoną, za pośrednictwem mediów chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim wymienionym osobom za pomoc oraz sumienne, rzetelne i szybkie wykonanie prac remontowych – dodaje.

Niestety dramat rodziny Państwa Kucab trwa nadal. – Do dziś nie mogę spać w nocy, przed oczami cały czas mam ten obraz. Jeśli nawet uda mi się zasnąć to niestety nie na długo, bo śnią mi się koszmary. Mieszkanie tutaj nie jest wcale łatwe. Codziennie z żoną patrzymy jak na przystanek autobusowy idą dzieci, i codziennie modlimy się, by doszły tam całe. Ani w nocy ani za dnia nie jest tutaj bezpiecznie. Nawet znak informujący o możliwości kontroli prędkości przez fotoradar nic nie daje – tłumaczy nasz rozmówca.

Kiedyś przynajmniej stały tu znaki ostrzegające o ostrym zakręcie, ale po remoncie drogi już nie wróciły na swoje miejsce. W ciągu ostatnich lat w tej małej wsi doszło do kilkunastu wypadków, w tym dwóch śmiertelnych. Ale nikogo to nie interesuje, bo jak dotąd nikt nic nie zrobił, by zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Powinni wstawić, chociaż jakieś bariery ochronne, albo częściej kontrolować kierowców, bo co drugi jedzie tędy z nadmierną prędkością. – mówi Tadeusz Kucab.  – Winna jest też lampa, która jako jedyna od reszty stoi nie kilka, a kilkanaście metrów od drogi. Kierowców jadących od strony Koszalina prowadzi prosto na nasz dom! Postawili ją tak, że zamiast oświetlać zakręt, oświetla nasz trawnik. Nieraz w nocy słychać było pisk opon, bo ktoś zmylony światłem lampy nie zauważył, że tu jest ostry zakręt. Mam nadzieję, że ktoś w końcu zrozumie, że my walczymy tylko o swoje bezpieczeństwo.

Katarzyna Pykało – gryfickie.info