Sezon na mocnym rozbiegu. W knajpkach, smażalniach, namiotach handlowych i na stołówkach zakładowych – młode buzie. Jeszcze uśmiechnięte i niezmęczone. Dopiero zaczęli wakacyjną pracę. Tymczasem w tle czai się pracodawca, który nie zawsze ma uczciwe zamiary, a na listę jego najcięższych grzechów młodzież wpisuje m.in brak umowy o pracę, nadgodziny za które nikt nie płaci, złe traktowanie, zaniżanie stawek, oszustwa przy wypłatach. – Sezon to szkoła przetrwania – kwitują młodzi. Pracodawcy bronią się, tłumacząc, że młodzi szybko nudzą się pracą i nie są słowni.

Grzechy ciężkie

– Pracowałem przez tydzień w sklepie przy rozładunku towaru. Właściciel powiedział, że to okres próbny. Na koniec nie zapłacił i stwierdził, że się nie nadaję. Tak robił z kolejnymi naiwniakami – wspomina Maciek z Gryfic, który pracował w jednym z kurortów gminy Rewal. Natalia pracuje w smażalni. Nawet nie jest źle. Praca od 8.00 do 20.00. Szychta 12 godzinna z przerwą na jedzenie, a jak ktoś pali na małego dymka. Stawka – 8 złotych za godzinę. To jej trzecie wakacje w pracy. Wcześniej był spożywczy i zieleniak. Tam było spokojniej. 2000 tysiące na rękę za miesiąc i siedem części Harrego Pottera mogła przeczytać. – Tu się nabiegam. W dzień są tłumy chętnych na rybkę. Jedyny mankament to, że szefostwo każe oddawać napiwki. To trochę niesprawiedliwe – mówi dziewczyna. Majka pracuje w jednym z kołobrzeskich sklepów tuż przy molo. Stawka godzina  – 10 złotych. – Mam umowę o pracę. Właściciel ok. Ale przed rokiem pracowałam w barze z jedzeniem. Stawka 50 złotych za dzień – to oficjalnie. Naprawdę pracowało się od rana do ostatniego klienta. Nikt nie płacił za nadgodziny. Pracowałam jako pomoc kuchenna, choć kucharz miał gorsze kwalifikacje ode mnie. Po niecałym miesiącu rzuciłam tę robotę, bo nie miałam już sił. wzięłam niewiele ponad 800 złotych. Szef jak płacił to z wielką łaską – dodaje tegoroczna maturzysta. Najgorsze, z najgorszych jednak to, gdy pracodawca w ogóle nie zapłaci. – O swoją zaległą pensję z wakacji walczyłam do grudnia! Jak już postraszyłam właściciela baru inspekcją pracy zmiękł – mówi Joanna, która pracowała w jednej z knajpek na Wybrzeżu Rewalskim.

Wytrzymali jeden dzień

Tomek z Trzebiatowa od początku wakacji pracuje w Beach Barze Mrzeżyno. Pozornie mogłoby się zdawać, że to zabawa nie praca. Namiot na samej plaży, pełno fajnych dziewczyn, a tuż za progiem szumi Bałtyk. – Czasem jak jest ruch to się przez cały dzień nosa nie wysunie. Nawet nie wiem, czy świeci słońce czy pada deszcz – mówi chłopak. To jego pierwsze, poważne zajęcie. Za rok o tej porze będzie już po maturze. Zdał do trzeciej klasy. Ubiegłego lata pracował razem z kolegą w knajpce z kebabem. Wytrzymali jeden dzień! – Czuliśmy się jak niewolnicy. Cały dzień z kąta w kąt nas goniono. Jeden dzień nam wystarczył – mówi Tomek, który w plażowym barze pracuje z Pawłem. – Fajna ekipa jest i szefowa w porządku. Powygłupiamy się, ale i pracujemy. Dostaliśmy umowy zlecenie. Kasa jest niezła. Mamy nadzieję wytrzymać całe wakacje – dodają uczniowie. To, że „kot” w pracy musi zapłacić frycowe wie także Ania. Pod koniec czerwca zaczęła pracę w pięciogwiazdkowym hotelu na wybrzeżu. Pracuje na stanowisku kelnera. Ale w zależności od potrzeb poleruje sztućce, odkurza dywany na sali restauracyjnej i uzupełnia stoły ze szwedzkim bufetem. – Na początku było bardzo ciężko, jak widziałam, że koledzy obsługują stoliki a ja czyszczę widelce. Praca jest na zmiany np. od godziny 8.00 do 20.00 i tak przez parę dni z rzędu. Stawka niezła – 10 złotych za godzinę. Jest umowa, więc na razie ok – mówi tegoroczna maturzystka.

Hańba nie zapłacić

Alicja Maciulewicz prowadzi wspólnie z rodzicami Beach Bar w Mrzeżynie. I choć tato jest szefem, ona czuwa nad wszystkim. Dodatkowo prowadzi codziennie zajęcia Zumby na plaży a także animacje dla dzieci i dorosłych. – Wszyscy nasi pracownicy mają umowy i z góry ustaloną stawkę. Nie chciałabym, że swoją pierwszą pracę zapamiętali źle i mam nadzieję, że tak nie będzie – mówi absolwentka SGH i muzykologii na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy staje za barem, klienci nie dają wiary, że drobna, blondynka nie jest już uczennicą, ale szefową. – Zaraz po maturze pracowałam na pokojach. To była szkoła życia, ale dobrze ją wspominam. Później w Warszawie prowadziłam w kilku miejscach zajęcia Zumby i tam pracodawcy nie byli już tak solidni. W paru nie dostałam wynagrodzenia. To, co najbardziej haniebne to nie zapłacić komuś za pracę – tłumaczy Alicja, dodając, że grzechy, które przypisuje się pracodawcom na wybrzeżu są wspólne i powtarzalne w wielu miejscach Polski. – To, czego doświadczają młodzi to taka esencja tego, co spotkać ich może w dorosłym życiu. Oby, trafiali na uczciwych pracodawców, którzy cenią wysiłek i zaangażowanie – dodaje.

gryfickie.info