Dla jednych to zapach cynamonu i goździka, aromat pieczonych jabłek, ciasta drożdżowego i chleba. Dla innych wspomnienie cytrusowej nuty pomarańczy, pasty do podłóg i świeżej choinki. Każdy z nas nosi w sobie zapach domu rodzinnego i świąt, zapisany, niczym na twardym dysku. Aromat powiązany ze wspomnieniem bezpiecznego czasu. Najczęściej dzieciństwa, choć nie tylko. Jak pachną domy naszych czytelników w przeddzień Bożego Narodzenia?

Pachnąca podłoga

– W moim rodzinnym domu pachniało choinką i świeżo wypastowaną podłogą – wspomina Renata Korek, dyrektor Trzebiatowskiego Ośrodka Kultury. Zapach starej podłogi, pieczołowicie szorowanej na święta i zaciąganej pastą z pudełka. – Mama na długo przed świętami czyniła przygotowania, dom lśnił świeżością, walczyła, by zdobyć jakiś nowy drobiazg – chodniczek, serwetę, choć w tamtych czasach nie było to proste – przywołuje obrazy, które układają się w beztroskie, dziecięce wspomnienie. Pachnące stare deski, świeżo ścięte drzewo, strojone piernikami i zakradający się w każdy kąt mieszkania aromat jabłecznika i sernika. – Kiedyś piekło się jeszcze w węglowym piecu – mówi pani Renata. I choć w swoim domu też piecze babcine szarlotki, ich woń nigdy nie doścignie tej z dzieciństwa. – Pamiętam skradaliśmy się rankiem w Boże Narodzenie do kuchni, kroiliśmy po kawale sernika, a potem leżeliśmy z bratem w łóżku popijając oranżadę z butelki – opowiada. Siedzimy w przytulnej kuchni. Wokół snuje się woń korzeni i bulgocącego na kuchni bigosu. – Moja rodzina uwielbia bigos. To chyba kolejny zapach, która tak nierozerwalnie kojarzy mi się ze świętami – dodaje. Podobnie jest w domu Beaty Wolak, sołtys z Gąbina. Gar bigosu już przygotowany, a w wędzarni dochodzą na złoto szyneczki własnego wyrobu. – Święta to prócz wieczerzy wigilijnej, także uroczyste śniadania, na których nie może zabraknąć wędzonej. Robimy je dwa razy do roku. To prawdziwy rytuał.

Tylko pomarańcze

Dla Ani Drąższczyk i Beaty Wolak święta to także zapach pomarańczy. Po które stało się w kolejkach. – Pamiętam dom z tamtego czasu. Musiało być wszystko wysprzątane na błysk. Zawsze dobrze napalone w piecu. I cytrusową nutę wymieszaną z wonią pieczonego makowca – opowiada Anna. – Mama wszystkie potrawy robiła w wigilię rano, żeby były świeżutkie. Lepiła uszka, pierogi, wypiekała ciasto. Pamiętam, że nie jadło się karpia, bo nikt z nas nie lubił. Po latach w moim domu także pachnie pomarańczami, a karpia jedzą wszyscy – dodaje. Swój autorski przepis na karpia ma pani Barbara Mosler, pierwsza i jak na razie jedyna w Polsce osoba, która zna „Pana Tadeusza” na pamięć. Wielbiciele jej talentu nie znajdują słów uznania, by docenić niezwykłą umiejętność. Dom Moslerów w czasie wieczerzy pachnie, więc karpiem „po basinemu”, który pływa w śmietanowym sosie. Dobrą gęstą śmietanę rozpuszcza się w płaskim rondlu, kiedy lekko się podgotuje należy do niej włożyć dzwonka karpia, który wcześniej przez „przegryzał” się z cebulą. By, ryba miała aromat trzeba dołożyć ziele angielskie i liść laurowy. Ten przepis Barbara przejęła od swojej teściowej. Aromatem, który jednak króluje w domu Moslerów jest woń pieczonej strudli makowej. Bez niej nie ma świąt.

Gdy, zapachnie grzybami

Bez nich trudno wyobrazić sobie wieczerzę wigilijną. Najlepiej, gdy jesienią zbiera je cała rodzina. Zupa grzybowa, zabielana z makaronem własnej roboty. Grzyby w kapuście i pierogach, w uszkach i smażone na złoty kolor. – Zapach grzybów to sygnał, że święta tuż, tuż – mówi Daria Bilo z trzebiatowskiej Mniejszości Ukraińskiej. Święta Greko – Katolików wypadają w dwa tygodnie po naszych. Pod względem kuchni i aromatów, jakie z niej płyną się, ukraińskie święta pachną podobnie do polskich. – Zapach pieczonego chleba – to aromat moich świąt – mówi pani Daria. – To także zapach dzieciństwa. Dziś piekę chleb właśnie na Boże Narodzenie i na Wielkanoc – dodaje. Oprócz normalnego w domu Bilów piecze się tzw. „knyż”. To specjalny rodzaj chleba, faszerowanego cebulą i nasączonego olejem.

Na stołach greko – katolików w czasie wieczerzy nie może zabraknąć kutii, pierogów z kapustą i z grzybami, uszek. A także kłosów zbieranych latem, które umieszcza się w wazonie. Symbolizują nowe życie, odrodzenie i dostatek chleba na cały rok. – Do tego kładziemy jeszcze wieniec z czosnku, na którym ustawia się jakiś półmisek z potrawą – to z kolei symbol zdrowia i więzi rodzinnej. Po kolacji idziemy na tzw., „Poweczerie”, czyli rodzaj katolickiej pasterki – dodaje pani Daria.

gryfickie.info